jueves, 16 de julio de 2015

KAZIMIERZ WIERZYŃSKI [16.574] Poeta de Polonia


Kazimierz Wierzyński

Poeta
Kazimierz Wierzyński fue un poeta y periodista polaco, miembro y cofundador del grupo de poesía experimental "Skamander" junto a Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz y Jan Lechoń. 

Fecha de nacimiento: 27 de agosto de 1894, Drogóbich, Ucrania
Fecha de la muerte: 13 de febrero de 1969, Londres, Reino Unido

POESÍA:

Wiosna i wino, Warszawa 1919
Wróble na dachu, Warszawa 1921
Wielka Niedźwiedzica, Warszawa 1923
Pamiętnik miłości, Warszawa 1925
Laur olimpijski, Warszawa 1927
Pieśni fanatyczne, Warszawa 1929
Rozmowa z puszczą, Warszawa 1929
Gorzki urodzaj, Warszawa 1933
Wolność tragiczna, Warszawa 1936
Kurhany, Warszawa 1938
Barbakan warszawski, Nicea 1940
Ziemia-Wilczyca, Londyn 1941
Róża wiatrów, Nowy Jork 1942
Ballada o Churchillu, Nowy Jork 1944
Podzwonne za kaprala Szczapę, Nowy Jork 1945
Krzyże i miecze, Londyn 1946
Korzec maku, Londyn 1951
Siedem podków, Nowy Jork 1954
Tkanka ziemi, Paryż 1960
Kufer na plecach, Paryż 1964
Czarny polonez, Paryż 1968
Sen mara, Paryż 1969

PROSA:

Granice świata. Opowiadania, Warszawa 1933
W garderobie duchów. Wrażenia teatralne, Lwów, Warszawa 1938
O Bolesławie Leśmianie. Mowa wygłoszona na uroczystym zebraniu Polskiej Akademii Literatury, Warszawa 1939
Współczesna literatura polska na emigracji (odczyt), Nowy Jork 1943
Pobojowisko, Nowy Jork 1944
Życie Chopina, Nowy Jork 1953
Cygańskim wozem. Miasta, ludzie, książki, Londyn 1966
Moja prywatna Ameryka, Londyn 1966



Mujeres que tejen

Campigli pintó cuatro mujeres,
Cuatro tranquilas, pensativas mujeres,
Que están sentadas y tejen,
Tejen y miran,
Miran y ven
Algo muy a lo lejos,
Más allá del cuadro, más allá del marco,
Allí donde habitaban los viejos pintores olvidados,
En el siglo doce o en el siglo trece,
Allí donde murieron hace tiempo y yacen
En panteones derruidos.
Yacen y miran,
Miran y ven
Algo muy a lo lejos,
en el desesperado siglo veinte,
En el parisino taller de un italiano,
Donde cuatro mujeres pintadas
Están sentadas, pensativas, más allá de un marco,
Están sentadas y tejen,
Tejen y miran,
Miran y ven
Lo mismo.

Kazimierz Wierzynski (polaco; 1894-1969). Versión de Gerardo Beltrán. En: Traslaciones. Poetas traductores 1939-1959. Compilación de Tedi López Mills. FCE, México, 2011.




Me vino a la cabeza Nietzsche

La tarde era aceitunada, sin brillo,
Por un cielo nuboso volaban pájaros
Peor que de noche, a un mundo plomizo,
Miré cómo las aves vacilaban al viento
Recordé tras los años a Nietzsche
“Die Kraehen ziehen schwirren Flugs zur Stadt”.

¿A qué ciudad os apresuráis,
A qué casa y a qué nido,
En qué sueño, en qué noche, en qué mundo?
Os quería saludar con la mano,
Pájaros, ahora escribo esto a oscuras:
“Weh Dem, der keine Heimat hat”.

De El tejido de la tierra
TRADUCIDO POR ABEL MURCIA



Peras secas

Mi madre secaba peras para el invierno,
Arrima este olor a los labios, a la almohada,
Dulces sueños anidaban en sus manos,
Por la noche brillaban los cristales del aparador,
Las estrellas guiñaban pestaña tras pestaña,
Toda la casa olía en la oscuridad.

Las colocaba en alto en la estantería de arriba,
Estaban como las golondrinas en hilera sobre los cables
Y se iban arrugando poco a poco.
Entra allí con cuidado. Manos azules
Puede que para ti tengan algo más
Que amargura en cada una de sus pepitas.

De Siete herraduras
TRADUCIDO POR ABEL MURCIA




Dworzec

Są takie miasta, o których nie można,
Choćby się nawet i chciało, coś orzec:
Uliczki, rynek, plebania pobożna -
I tylko jedno jest zdarzenie: dworzec.

Pociąg przychodzi raz w dzień regularnie,
(O, melancholio stołecznych kurierów),
Na jednej nodze drżą przed nim latarnie
I salutują bez rąk pasażerów.

Panny, co tęsknią z pustego peronu,
Skąd wieje dusza prowincji i spleenu,
Porywa dziwny świat okien wagonu,
Podróż po bajkach. Trwa ona pięć minut.

I każdy wraca powoli do domu,
Żując tęsknotę tępą, nieodgadlą.
W mieście nie mówi się o tym nikomu,
Choć wszystko kryje się w słówku: przepadło.

A za pociągiem, gdy rozwiane puchy
Dymów zawisną nad polną pustoszą,
Jak tajemnicze, żegnające duchy,
Rampy się same do góry podnoszą.




Railway station

There are such towns, which, and even if willing,
one can’t find words for, enough information:
the streets, the market, the presbytery building –
and there’s one only event: that’s the station.

Daily, unfailing, the punctual train comes
(o, the sad tedium of city expresses),
tremble before it the one-legged lamps
saluting, armless, the passengers passing.

The ladies, yearning upon platform empty,
whence blows provincial and sad ennui,
by the strange world of train windows are tempted;
a fairy-land journey. It lasts minutes three.

And then each slowly returns to her home,
chewing a longing that’s dull and unguessed.
And each says nothing to any in town,
but it stays hid in the words ‘all is lost’.

And, when the train’s gone, and powdery gusts 
of smoke hang drifting above the dull waste,
like some mysterious and farewelling ghosts
lone barriers salute with arm stiffly upraised.

And, train gone, only the feathery gusts
of smoke still over the dull wasteland left,
of smoke still over the dull wasteland waft,
then, like mysterious and farewelling ghosts
lone barriers their long arm raise stiffly aloft.

tłumaczył/translated by:  Marcel Weyland (Sydney)











No hay comentarios:

Publicar un comentario