Józef Baka
Fecha de nacimiento: 18 de marzo de 1707, Minsk, Bielorrusia
Fecha de la muerte: 1780, Varsovia, Polonia
Józef Baka o Joseph Bak, SJ: Poeta polaco de finales del barroco, misionero jesuita, predicador, panegirista y biógrafo. Además de Benedict Chmielowskiego, Elizabeth Drużbackiej y Jędrzeja Kitowicz es uno de los más famosos representantes de la cultura en los tiempos sajones y principios del periodo del reinado de Estanislao II Poniatowski.
En la Compañía de Jesús, entró el 16 de de julio de 1723, en 1735 fue ordenado sacerdote, en la fiesta de la Asunción de la Virgen María (15 de agosto) en 1740 hizo los votos. Antes de los votos fue educado en la Universidad de Vilnius - poco se sabe sobre el período de sus estudios, excepto que el 7 de mayo de 1736 aprobó el examen en la teología. Después de los votos, durante cinco años enseñó en varias universidades jesuitas. En los años 1735-1739 fue profesor de retórica en la Universidad de Vilnius.
Luego se dedicó a la obra misionera - inicialmente en la misión duksztańskiej fundada por Joseph Rudominę, rector de la universidad jesuita en Minsk, Bielorrusia. Quizás en el año 1736 estaba en Missio Platería en Krasławiu y Indrycy. Esta misión inicialmente modesta, en funcionamiento desde 1676, cuando Kraslavas pasó a ser propiedad del gobernador dyneburskiego Ene Ludwig Plater, gracias a la generosa donación de su esposa. A partir de este período viene la primera obra literaria del P. Baka - comicios ... honorum Ioannis Ludovici Plater, panegírico constituye una expresión de agradecimiento al donante. Desde entonces, la actividad literaria Baka se asoció estrechamente con sus actividades misioneras - su trabajo es de naturaleza práctica, bueno para su misión y afirmando la fe en general.
Murió repentinamente el 2 de junio, 1780, durante una visita a Varsovia, donde llegó por un corto tiempo. No sabemos lo que lo llevó allí - según fuentes nunca había salido de Lituania. La muerte y el entierro del P. Baka informó " Gazeta Warszawska " (1780, n. 46), especificando su muerte como "piadosa y ejemplar". Está enterrado en Varsovia, en la iglesia jesuita de Nuestra Señora de Gracia Calle Świętojańska (en el sótano; tumba sin nombre en la actualidad).
Libros: Poezje, Uwagi
Advertencia a los ancianos
El mundo, mi señor, mucho alborota
antes de detenerse para siempre:
no erremos
y aprendamos
de su bullicio,
de sus conversaciones.
Puede el joven, debe el viejo
saltar, pues lo asfixia la tos:
las medicinas
de la botica
nada ayudan;
más, incluso
perjudican,
así que son en vano,
mi viejecito,
tus infusiones.
Nada ayuda
la cerveza,
aunque lleve
una ciruela.
Empeorarás,
no sigas
los consejos.
Disculpa que te moleste
en el camino común:
lo que tu capa
protege y cubre,
se esfumará
arrastrándose.
En lugar de un caballo,
la muerte te persigue.
Con un palo en la mano,
sin silla de montar,
a la grupa,
te precipitarás
hacia tu cielo.
Tus sucesores
se alegrarán,
no sin motivo.
El cabello dorado
arrastrará el rocío plateado,
te perderán
como carroña,
te despedazarán.
Una vez llorarán,
cien veces brincarán.
Una casa respetable
no muestra un cadáver
porque afea.
«¡Fuera, estiércol,
de esta casa!»
Es todo el pago.
Al verdugo con él
a las setas añejas,
que los peces lo devoren,
que lo golpeen
y hagan sonar las escamas;
ya no brilla.
Una red dorada
es su madre
y su tía.
¡Fuera abuelita!
La bolsa de su hermano
con Eufrates.
El dinerito
es el ídolo.
Señor calvo,
fuera del plato,
el primero a la tumba,
al funeral:
la peluca
engaña;
para el pelo
una guadaña.
Sombra en los ojos,
gafas
se ponen los osados,
pero esto no les salva.
Dentro de poco
a la tierra,
te harás menudito,
enmohecerás.
¡Gime la ancianidad
porque sufre sin parar!
La papilla, el maná.
Aunque mastica,
no siente
la comida
al final de la vida.
Gesto tétrico y amargo,
el viejo no se mueve sin bastón:
la muerte le saluda,
se acabaron los años
y la pala
te encuentra.
El viejo ciego y sordo ya no asusta
ni a las moscas que se posan en su nariz:
aunque quiera,
no puede.
Cuando salta,
grita: «¡Violencia!».
No aguanta
las lágrimas.
Le teme el ratón,
aunque con el tiempo
tendrá un gato
de oro
de repuesto.
El viejo a las jorobas
las llama «tesoros».
La muerte en las jorobas
tiene sus cicatrices
sin límite,
sin gracia.
Recoge,
amontona.
Anda retorcido, la joroba lo desequilibra,
que todos miren por dónde anda,
escuchen:
un desfile
de ratas y ratones
para el viejo.
Todos sabéis
que es el viejo
como un niño,
la muerte es una ramera
la sepultura una cuna;
lo cubrirán
abriguitos
de pañales.
El anciano estará bien en la tumba
porque se acabarán todos los males:
no hay sufrimiento,
no gime,
no está mal,
duerme en silencio.
Józef Baka, incluido en Antología de la poesía polaca desde sus orígenes hasta la Primera Guerra Mundial (Editorial Gredos, Madrid, 2006, ed. y trad. de Fernando Presa González).
Bogaczom ciemnym oświecenie
O bogaczu!
Godnyś płaczu!
Masz sepety
I kalety,
Masz gody,
Wygody
I futra
Do jutra.
Skarbiec pełny
Ziotcj wctny,
Złote runo,
Lecz że z (runa.
Twe juki
Dokuki,
Sobole
Są bole.
Bogacz Boga miałby chwalić
I ofiary z bogactw palić.
Bóg w niebie:
U ciebie
Bez wróżek
Skarb bożek.
Jemu serce, kłopot życia
Jest oddany, dla nabycia
Zysk cały
Niemały,
Kłopoty,Suchoty!
Wszak zwiędniałeś,
Olysiaieś
Jak skorupa,
Liczykrupa:
Twa mina
Więdlina
Dla szczurów
Spod murów.
Wysuszyło złote żniwo,
Abrahama czeka piwo:
Po chwili
Posili
Śmierć łzami,
Konwiami.
Twoje złoto
Jako błoto
I zapasy
We złe czasy
Z lat stratą
Łopatą
Śmierć z chuci
Wyrzuci.
Mości Panie,
Z gliny dzbanie
Poliwany,
Pozłacany:
Nie głucho,
Ze ucho,
Urwie się,
Stłucze się.
Ma świat cały cię w respekcie:
A ty wszystkich w tym despekcie,
Że czyste,
Wieczyste
Wsi liczysz,
Dziedziczysz.
Lecz ta wada,
Ze świat zdrada.
Co się wznieci,
Krótko świeci:
Świat burka,
Twa skórka
Niech zważa,
Poważa.
Dbasz w brygady,
Dbasz w parady.
W zlocie chodzisz,
W złościach brodzisz.
Ta fama
Jest plama.
Trup w szatach,
Duch w łatach.
Wszak karmazyn w małej cenie,
Gdy w paklaku złe sumienie.
Grzbiet lśni się,
Duch ćmi się
Sirota,
Hołota.
Masz tytuły
I szkatuły,
W kieskach złoto,
W sercu błoto
Niecnota,
Hołota,
Przemaga
Zniewaga!
Masz parepy, spasłe cugi,
Choć nad włosy większe długi,
Parady,
Bez rady
Przychodów,
Rozchodów.
Masz rządziki
Kapelijki,
Menwet skaczesz,
Nim zapłaczesz.
Źle żyjesz,
Zawyjesz!
Śmierć nie śmiech,
Dudy w miech.
Teraz w rusa
Rwie pokusa,
A w tryszaku
Smak jak w raku
Grasz tęgo
Z przysięgą.
Bez chluby
Rad w czuby.
Karty, szachy
Niszczą gmachy.
Z faraona
Dobra strona
Faluje,
Czatuje
Odmiana,
Przegrana.
Mości Panie,
Moje zdanie!
ej minuty
Do pokuty.
Z pieniędzy
Daj nędzy,
Płać myto
Kalitą.
The Song
My sweetheart, my heart love,
My sweetheart, my heart love,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
My sincere hope is safe,
My sincere hope is safe,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
I will go to Paradise,
I will go to Paradise,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
Fame in life beyond the grave.
Fame in life beyond the grave.
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
Cudzoziemcom
Witam gości w naszym kraju,
Z wami chętnie jakby w raju
Żyć chcemy,
Będziemy
Społecznie,
Statecznie.
Wasze strony
Jak Dodony,
Cudze kraje
Mównc gaje.
Was pytać,
Was witać
Pragniemy,
Życzemy.
Miły gościu. Mości Panie,
Prosim, dajże serca zdanie,
O co chodzi?
Co szkodzi?
W tych krajach
Czy rajach.
Słyszę, mówisz: Polskie kraje
Co dzień mają śliczne maje,
Wesoło
l czoło
Pogodne,
Swobodne.
Jeno marce
Złe na starce.
W zimne stycznie
Niezbyt ślicznie:
Tam groby,
Choroby
Dość gęste
I częste.
Liczą w lutych
Z lat wyzutych.
Z listopady
Jako grady
Padają,
Chwytają
Całuny
Do truny.
Mości Panie!
Myli zdanie:
"Nie baj baju,
Umrzesz w maju".
Przysłowie
Opowie.
Tak uczy:
Śmierć kluczy.
Więc ostrożnie, panie Włochu:
Nie truj zdrowia w polskim grochu.
Bo krzyknie
I ryknie
"Och!" pan Włoch
"Zły tu groch!"
Kwaśno, słono ktoś nie jada,
W przaśnym, w słodkim siada zdrada:
Oszuka,
Dokuka.
Dość jedna
Śmierć biedna.
Mój Francuzie!
Wierzaj Muzie:
Ruskie kwasy
Wszystkie czasy
Dość psują,
Dość trują
Bez soli,
Śmierć boli.
Ej, Francuzie!
Mor w kapuzie
Oślep chwyta,
Ani pyta,
Czy ty "La"?
Czy "de La"?
Czy ty Franc?
Czy ty Hanc?
Śmierć Francuza
Jak kobuza,
A Niemczyka
Jak kulika
Kusego,
Tłustego
Osiecze,
Opiecze.
Panie Niemcze,
Cudzoziemcze!
Przy defektach
Nic po fektach,
Nic "Was, was!
Der, die, das".
Śmierć rauz! rauz!
Kumerauz!
Nic tesaczki,
Nic kruhlaczki!
Miej ochotę
Bronić cnotę:
Przez szpady,
Układy
Dość szparka
Pchnie Parka.
Cnót się chwytaj bez odmiany,
Szacuj parol Bogu dany:
Z parolu
Bez bólu
Schodź z placu
Bez płaczu.
W modnym kroju,
W krótkim stroju
Język długi,
Złe zasługi
Odbiera,
Zawiera.
Precz kusa,
Pokusa!
Do czytelnika
Panuj świecie! nim straszna grobów pani
Aktem tragicznym twoje serce zrani.
Nietrudno, wierszów prawda dowieść może,
Kserksesów perskich śmierć zmogła i zmoże
Aleksandrów, by nowych Pompejuszów,
Wielkich Datisów, Belizaryjuszów,
Emilijanów lub Milcyjadesów,
Rzymskich Fabijów, w taż dzielnych Narsesów.
Jej moc, wielmożność bez granic panuje!
Silna potęga śmiało rozkazuje.
Ta szybko płynie za bystre Sekwany,
Elby, Aluty, Sabaudy, Rodany.
Fortuny z życiem wydziera na wschodzie,
Atlantów łamie silnych na zachodzie,
Najdzie każdego w odległej Afryce,
Jedna państwami włada w Ameryce.
Cale widocznie jej rząd despotyczny
Musi podlegać prostak, polityczny
Nie trafi z nią się doktor dysputować,
Ani filozof w kontr argumentować,
Niech się nie schroni w Sardyńskich Turynach.
Ani się skryje Węgrzyn w Waradynach,
Francuz w Paryżu, a Hiszpan w Madrycie,
Wszędy doścignie śmierć jawna, choć skrycie.
Zblednieje orzeł dość czarny, dwugłowny,
Harpokratesem stanie, kto wymowny.
Nie skryjesz się, najmilszy Polaku,
Na wyższych Tatrach, na górnym Krępaku,
Wszędy doleci śmierć bez skrzydeł ptaka,
Chwyci w swe spony Litwina, Polaka.
Ta prawda wierszem tu jest wyrażona,
Na dusz pożytek światu otworzona.
Czytajże chętnie, miły czytelniku,
A śmierć uprzedzaj cnotą, katoliku.
Dworskiej młodzi
Pożegnał się ten z rozumem,
Kto dwór zwał łask wielkich tłumem:
Tam łaski
Jak trzaski
Latają,
W łeb dają.
W obietnicach złote góry,
W skutku kruche łask farfury:
Pan dworski
Kot morski,
Choć mowny
Nie łowny.
Z domu wiedzie dość paradnie,
Lecz wyjedzie oklep snadnie:
Stół chiński
Koń fiński.
Zakaty
Strokaty!
Ty dworaku
Nieboraku,
Kręcipięto,
By nie wzięto,
Patrz nieba:
Coć trzeba?
Uważaj,
Poważaj.
Ten wiek tracić młodym fama,
Lecz w sumnieniu znaczna plama:
Gdy młodzi,
Co szkodzi,
To dbają,
Chwytają.
Dworskie mody, polityki
Łacno łamią cnoty szyki.
W nich smaku
Jak w raku:
Bez cnót nic!
Będziesz fryc.
Złych kompanów straszne roty,
Z nich się bierze grzech w obroty.
Niecnota
Hołota,
Kolega
Dolega.
Ze złym liga w długim czasie
Trzyma serce jako w prasie
W niedoli,
Swywoli.
Złe kluby
Do zguby!
Nie dasz danku farbie z kretą:
Dwór bez cnoty nie zaletą.
Maniery,
Cnót cery
Są próbą,
Ozdobą.
Własnych fortun dwór podszewką
Być mienisz: lecz tą polewką
Choć żyjesz,
Nie styjesz.
Wszak długi
W zasługi!
Kręci wirem świata morze,
Paliwoda tyś we dworze,
Szeptami,
Plotkami
Dość sprawny
I jawny.
Latasz wszędy, gdzie nie proszą,
Szczęścia skrzydła cię unoszą:
Ktoś mydłem,
Ty skrzydłem
Cię zdradzisz:
Źle radzisz.
Z fortun kołem mózg się kręci,
Fatów obrót nie w pamięci.
O kołku,
Być w dołku!
Z fortuny
Do truny.
Nie nasycą tany dworów,
Milsze tony świętych chórów:
Tak wiecznie
Bezpiecznie.
Ta rada
Nie zdrada!
Więc co żywo skocz ochoczo,
Za instynktem szłapio, kroczo,
W niebie dwór,
Świat plew wór:
Ta meta
Zaleta!
Na dworskiego polityka
Nie igraszka jest motyka!
Łopata,
Gdzie chata,
Pokaże
I skaże.
UWAGI RZECZY OSTATECZNYCH I ZŁOŚCI
GRZECHOWEJ DO CZYTELNIKA
Jeden grzech setnych bied świata jest przyczyną!
Patrz, czytelniku: jak z wielką dusz ruiną!
Atrament żaden na karcie nie wyrazi,
Nie opisze, jak złość grzechowa nas kazi.
O grzechów złości pisząc, pióro tępieje
Na jedne wzmiankę, serce z ręką martwieje.
Umierać, a nie życie ciągnąć, potrzeba
Feralną widząc w grzechu postać Ereba!
Raróg, straszydło grzech i plemię piekielne,
Jaszczur, jaszczurka tym sroższa, że subtelne
Monstrum, padalec, w płaszczyk dobra uwity
Je, gryzie, rani robak sumnienia skryty.
Nocą i we dnie, w domu, tak też w gościnie
Katuje, szarpie, nie da w wesołej minie
Jadła, napoju użyć przy balach, godach.
Ej! nie przebaczy, by w największych wygodach.
Wędrowny kompan, nigdy cię nie odbieży.
Jedzie i płynie, z tobą siedzi i leży.
Choćbyś onego myślił alijenować,
Zelżyć, znieważyć lub ściśle sekwestrować,
Wiernie trzyma się. Jedna mu straszna skrucha,
Oczu łzy, na słów Boskich ciekawość ucha.
Jemu trucizną spowiedź pokorna, odważna
Trudów i krzyżów dła Boga chęć poważna.
Wraz ginie, niknie z serc, z myśłi jak kamfora,
Jak cień od słońca, ponury zmrok wieczora.
Serca kołatać wraz przestaje, turbować
Idzie precz, ani śmie nas więcej weksować.
Każdyż z nas grzechem nad wszystko niech się brzydzi,
Mając w pomocy Boga niech złość ohydzi.
2. Uwaga kary niezliczonej grzechów
Jezus Maryja! co się to dzieje?
Na dno piekielne kwapiąc się śmieję
Śmiechem serdecznym.
Z góry w dół lecąc, lotów nie ściskam.
Na dardy, miecze skwapnie się ciskam,
Zguba w ochocie!
Haki, tortury i kołowroty
Na kratach, resztach wieczne obroty,
Ogniste stosy.
Siarki, żywice, żarzyste spiże
Dość mile, gdy mi grzech serce liże,
Ślepota wieczna!
Śmiechu serdeczny, tyś mi chorobą
Że już po życiu! żywaś jest proba,
Rana śmiertelna.
Recepty zmyślić nie trafią leki,
Choćby pożarły setne apteki,
Tu kres nadziei!
Ciężkiś mój grzechu nader w sumnieniu
Nielekka plama z ciebie w imieniu
Z dawna szlachetnym.
Sto herbów sławy nie kontentuje,
Piątno niecnoty gdy pieczętuje.
Złość nie do twarzy!
Choćby cię skrucha stłukła, stłoczyła,
Przecie pamiątka: złość w sercu była!
Skaza na wieki!
Tak są szkodliwe twe brudy, glozy.
Łyka zdarte, jak świeże powrozy
Serce krępują.
Co moment, z pola dzień życia schodzi,
Przecie ma dusza w ekscesach brodzi
Złość z wodą pijąc.
Choć tonie, ginie, „gwałtu” nie woła,
Moment, jak okręt pędzi wesoła
W piekło styrując.
Oprócz dusz klęski wszędy ruiny
Wałem się sypią, z grzechu przyczyny
Wędrowne kary,
Zań latem upał, tuż srogość mrozów,
Bez koni, wozów dojdą obozów
W szyku stawając.
Tam ludziom szyje podgolą Parki,
Potym nadęte wież, zamków karki
Na łeb strącają.
Wnet się rozbłyszczą w murach wyloty,
Gdy grzech wypali kule i groty
Z pomsty możdżerzów.
Z Marsem w kontr chodzi na bakier z pokojem,
On trzęsie zgodą, on rządzi bojem,
Wietrznik na wszystko.
Niech pakta będą z kim chcąc zawarte,
Wraz dokumenta staną podarte
Za płytkim mieczem.
On trwoży dwory, trzęsie pałace,
Gdy mściwa pomsta we drzwi kolące,
Trwoga w pokojach.
Za stół zasiada, rwie kęsy z gęby,
Dożuć nie dadzą latając zęby.
Febra w jelitach.
Choć się wiwaty zaczną po stole,
Kielich z nóg spada, a oschłe wole
Dręczy pragnieniem.
Nie kontentują tam krotofile,
Gdzie się przylepka rozgości niemile,
Wszytko wywrotem.
Niech się sonaty kapel wydadzą,
Lub serenady, gale zgromadzą
Wdzięczne opery,
Niech się wysila metr kapelista,
Zerwie myśl dobrą grzech kompanista
Trenem wewnętrznym.
Latem ogrody, oranżeryje.
Flory, tulipy, róże, lilije
Nie uweselą.
Zimą przejazdki, brygad parady,
W zapust kuliki, miłe szlichtady
Czoło zakwaszą.
Wszędy się wścibi ścisły kolega,
Ból serce ściśnie, gdzie grzech dolega
W parze z frasunkiem.
Próżno myśl suszyć, nic nie rozbije
Melancholiji, póki grzech żyje
W wnętrznym pokoju.
Kto by zamyślał siły stargane
Na betach spowić w sny pożądane
W bezspnne nocy,
Sen o mil tysiąc oczu odbiega,
Gdy na sumnienie trwoga nalega,
Grzech jawny nie śpi.
A któraż grzechu złość zliczy karta?
Gdy i anioła zamienił w czarta
A królów w wołu.
Wielkie bo w niebie grzechu rodziny,
A pogrzeb w piekle, z pychy ruiny:
Tak zawsze kończy!
Ten łotr i tyran niebo skołatał.
Ani swej dziury wiecznie załatał,
Którą Luciper
Rozdarł dość twardej buty rogami
W dół na łeb lecąc z adherentami,
Tak profitował.
Dośćże już w grzechach śmiechu, szaleństwa,
Doda łaskawie niebo zwycięstwa,
Vale bez zwrotu.
Boska obraza brzydka maszkara,
W której konwoju plaga i kara:
Jezus Maryja!
Pod cetnarami duszę stroskaną
Złości towarem naładowaną
Na szlakach łaski
W niebo winduje moc nieustanna,
Maryja, Józef, Joachim, Anna,
Jezus Maryja!
3. Uwaga. Jedyny profit, wszelkie złe w skutkach grzechowych
Nota: jak W pielgrzymstwie świat ten etc.
Jezus Maryja! ach zawrót głowy!
W złym dobra szukać, zamęt gotowy,
Gorycz do smaku!
Kto palcem sięgnął gwiazd bez zamiaru,
Kto w kwasie szukał, w żółci kanaru,
Płonne zamysły.
Prędzej z skał, z opok prysną kanały,
Lody krzes dadzą ogniów zapały
W egipskie nocy.
Dyjaną staną brzydkie poczwary,
Nim złość z dobrocią będzie do pary
Na licach serca.
Żądam usilnie serca pokoju,
A grzech się bierze z Bogiem do boju,
Wabiąc pioruny.
Ten znalazł dobroć w szkaradnym grzechu,
Kto morze zawarł w jednym orzechu,
Lub garścią objął.
Ach głupstwo moje! kroplą napawać
Wielkie pragnienie, a nie ustawać
W żądzach tysiącznych.
Tysiączne skarby lichym fenikiem
Ten zakupił, kto słońce z promykiem
W równi postawił.
W jednym morgu niewielkie granice,
Bez krwi żywej martwieją lice,
Trup żywy w oczach.
Cóż bez zbawienia, bez Boskiej łaski?
Miłe mnie wióry i zgniłe trzaski
W skarbie niecnoty.
Jezu Maryja! przetrzyj wzrok piaskiem
Bliskiego grobu, złość łudzi blaskiem
Próżnej ozdoby.
Będąc jedyną malarską kretą
Wzrok wabi błotem złota podnietą,
Ciągnie obłudą.
Jak obrzydłego grób tai trupa,
List węże kryje, ropę skorupa,
Tak grzech swe lico
Głaszcze rozkoszą niby z profitem,
Jak już dogodzi, wraz puszcza z kwitem
Dobra wiecznego.
Nie widząc zdrady w lot złości chwytam
Pastki, wądoły, gdzie są, nie pytam,
W bród idąc tonę.
Widzą swą nędzę ciemni ubodzy,
Ja gorszy ślepak w życiu bez wodzy
Silno nie zważam,
Że wyuzdane chuci jak szkapy
Wkrótce rozniosą: piekielne rapy
Już już otworem.
W ostatniej toni nurtów grzechowych
Serce w areszcie ekscesów nowych
Jęczy bez ulgi.
Leci kamieniem, dna nie dosięże
Dusza, z niebem się wiecznie rozprzęże
W pługu niecnoty.
Smutna godzina na serc zegarze,
Póki w sumnieniu grzech z życiem w parze
Ligi nie zerwie.
Cień złości bije na mym kompasie
Skazując, wkrótce będzie po czasie,
Świta już zachód.
Złość nie zna miary ani strychulca,
Chyba jak dozna fatów hamulca,
Stanie w zapędach.
Jezus Maryja! wszak lament nowy:
Śmierć pod nosem, grób w ziemi gotowy,
Wisi motyka.
Czekam, nim siwa zima mnie zrosi,
A śmierć dość rano swe żniwa kosi:
To nie przenika!
Rwie się co moment życia osnowa,
Co grzech, to brama w piekło gotowa
We dnie i w nocy.
Raz złość cieszy, wraz trapi po chwili
Raniąc wnętrzności, jak sztylet szpili,
Śmiercią dobija.
Jezus Maryja! kiedyż przybędzie
Rozum i cnota? złe w sercu wszędzie,
Grzech wnętrznym katem.
Niebo zamyka, piekło otwiera
Łotr wierutny, z cnót, z zasług odziera,
O strato wieczna.
Gwałtem przynagla w tym pisać kwity,
Co Boski zrządził respekt obfity
Z wieków przeciągiem.
Co wieków trudem w niebo zbieramy,
W jednej minucie to utrącamy
Z głupiej ochoty.
W grzechu szperamy śmiechu, wesela:
A oto wiecznie z niebem rozdziela
Z stratą łask Boskich.
Salve mu da jem, a on nam vale
Hak w serce wbiwszy, od nas odstaje
Z figlów waleta.
O nierozumie zapamiętały!
Gorszyś, twardszyś nad Sykulskie skały
Bez łez strumienia.
Jakże już dalej bez wstydu grzeszyć?
A z płaczem własnym figlarza śmieszyć
W zdradzie powabnej.
Wzdrygam się z dzikiem zasiadać wieże,
Drży skóra widząc pale, pręgierze,
Ze wstydu, bólu.
Fraszką być sądzę wieczną katuszę,
Tam psotą topiąc najdroższą duszę
W śmieszki obracam.
Straszny mnie tygrys, lwy i lamparty.
Z niebem certować, jedyne żarty.
Piorun ni w głowie.
Dość śmiało lecę w czartów paszczęki,
Z grzechu w grzech skacząc nie czuję męki,
O nierozumie!
Lękam się stosów, huty pożarów,
Kłów wilczych, wściekłych psów lub ogarów,
Ba! żab i szczurów.
Brzydzę się wężem, padalców cerą,
Grzech łechce serce chociaż megierą
Nad bazyliszki.
Któż strachów, bólów żrzódłem i matką?
Jeśli nie wina z korzyścią rzadką
Chciwie szukana?
Jedne mnie miłe grzechowe lepy,
Gdzie utajone dzidy, oszczepy
Serca raniące.
Jezus Maryja! gdzie umysł stały?
Na stoły, pale, na puginały
Grzech duszę miota!
Dośćże już głupstwa, dosyć ślepoty,
Dziś już na zawsze inne kłopoty
Z daru Bożego.
Odtąd świat psu brat, grzech kanalija!
Jedna ma miłość Jezus, Maryja
Stała na wieki.
Już vale światu, już ciału vale,
Przy jednej cnocie trwać żądam stale,
Bóg mi nadzieją.
Precz już swywola na łeb poleci,
Gdy lepszy promyk łask Boskich świeci
W cieniach sumnienia.
Widzę złe, szukam w grzechu swobody
Jak w błocie złota, w słocie pogody,
Pereł w śmiecisku.
Nad blask brylantów, pereł miganie
Bóg klejnot jeden za wszystko stanie:
Bóg mój i wszystko.
Wieczność jest kanak w niebios pierścieniu
Bóg mi koroną będzie w zbawieniu,
Dobro jedyne.
Jezus Maryja! w Tobie nadzieja,
Że mnie uskromisz łotra, złodzieja
Twego honoru.
Mogąc pomścić się, długo cierpiałeś,
A ni na zgubę wieczną skazałeś:
Dajże fryszt łaski.
4. Uwaga o wieczności
W pielgrzymstwie świat ten ustawnie krążę
Nie wiedząc dokąd. Atoli dążę
Każdej minuty.
Lata, miesiące, dni i godziny
Mijając dają znać, że terminy
Tuż tuż zbliżają,
Do których zmierzam, których dojść muszę.
Jednak nie dojdę, chociaż wysuszę
Myśl mą o onych.
W następującej co też wieczności
Czeka mię w onej nieprzeżytości?
Co mam rokować?
Bóg mię upewnia i uczy wiara,
Przykłady twierdzą, nie sen, nie mara,
Wierzyć należy,
Że są dwie drogi do niej nam dane,
Ale na której ja się zostanę?
To utajono!
Szczęśliwość wieczna, trwałe wesele,
Nienasycone aniołów trele
W dziedzictwie nieba.
A nade wszytkie uszczęśliwienia,
Zyski rozkoszy i dobre mienia
Bóg serca meta.
Czyli też owa, ach! co nie wiecie,
Straszliwa cząstka, przez wiek przeklęcie
Przebywać w piekle?
Zawsze umierać w mękach i głodzie,
Żyć jednak w ogniu także o chłodzie,
Nie mieć nadziei.
A nade wszytkie męczarnia sroga
Utrata Stwórcy własnego, Boga,
Ach bez rewanżu.
Nieszczęśliwości! kto w cię ugodzi?
Rozum nie zważy, myśl nie dochodzi,
Jakeś nieznośna.
Złorzeczyć Stwórcy i tak wiekować,
Któremu służyć jest to królować.
Stanie feralny!
Przytomność tego i pamięć straty
Dwaj to tyrani bez alternaty
Wiecznie dręczące.
Tych dwóch terminów we mnie uwaga,
Nadzieję bojażń tuż razem wzmaga,
Umysł utrapienia.
Drżeli od strachu mając w pamięci
I myśląc o tym w swym życiu święci,
Cóż mnie grzesznemu?
Uczynków dobrych świadek sumnienie
Cieszyło onych przez utwierdzenie
W dobrej nadziei.
Mnie gdy przeciwnie przeświadczą, dręczy
Strofuje o złe, katuje, męczy,
W rozpacz wprowadza.
Cóż tak stroskany pocznę w tej mierze?
Izali wdam się w tę, co mię bierze:
Rozpacz i trwogę?
Stój tak myśl sroga! ustąpcie trwogi!
Chociaż dwoiste wieczności drogi,
Ujdę nieszczęsnej.
Wszak miłosierdzie grzesznemu torem.
Jego się chwycę i tym to wzorem
Idąc nie zmylę.
Krwawe ran znamię Jezusa w błędzie
Prostować tor mi niechybny będzie
W wiecznej podróży.
Przy krzyżu w drodze na prawo pójdę,
Tej mety co łotr niechybnie dojdę
A nie lewicy.
Tylko Ty, Jezu, krwi Twej z szacunku
Nie broń na okup i mnie z szafunku,
Przynajmniej kropli
O tę kropelkę Twoja przyczyna
Niech mi niebronna będzie u Syna,
Matko Najświętsza!
Pełna litości przyjmi wzdychanie,
Synowi oddaj na ubłaganie
Serca boleści,
Któraś pod krzyżem stojąca zniosła,
By ta ofiarą dla mnie przyniosła
Pewność zbawienia.
O to Cię, Jezu, przez Matki łkanie,
O to przez Syna Matki skonanie
Ze łzami proszę.
Patrz glino prochu czyli źdźbło jedno,
Dokąd twa dąży złość z duszą biedną.
Jezus Maryja.
Niechże twym piaskiem przeczyści oczy,
Wnętrzna ślepota z serca wyskoczy.
Maryja, Józef. Amen,
5. O wolności sumnienia
Nota: jak Postrzeż się w rozumie obrany
Boska dobroć wolność mi dała,
A złość jedyna skrępowała.
Nie ma waloru wolność złota,
Gdy w sumnieniu grzechów jak błota.
Nie znam pokoju w mych pokojach.
Bez wojny strach skrzypi w podwojach,
Grzech dzień i noc na trwogę bije
Złe larum, póki w sercu żyje.
Boże umarłych i żyjących,
Jedyna nadziejo grzeszących,
Daj sumnieniu widzieć zginienie,
Strzec nad honor, złoto zbawienie.
Daj zważać, że niebo zawarte
W górze, w dole piekło otwarte,
Śmierć z kosą przed oczyma skacze,
W dzień Sądu przegrawszy zapłaczę.
Oto ginę i tracę siebie
Codziennie obrażając Ciebie.
Jawnie, skrycie, grzesznik mizerny
W mych parolach Bogu niewierny,
Niestały jak księżyc na nowiu,
W pełni grzechu ufając zdrowiu
Wraz stawam, choć życia kwadranse
Mówią: niepewne lat wakanse.
O cero twarzy! do Cerery
Podobnaś kwiatu z maniery,
Lud wdziękiem łudzisz, zwodzisz wiele
Ust rumieńce grzebiąc w popiele.
Trwałaś jak trawa, jak śnieg nikniesz,
Nad młodym i starym wykrzykniesz:
„Tuś mi grzybie i czerstwy rydzu,
Idź w grobu krobkę ślepowidzu.”
Głupie wspieram się jak na trzcinie
Świata machinie, bo w godzinie
Wiek bieg życia chorągiew zwinie,
Sto lat jak jeden moment minie.
Gwałtem fata popchną do truny
Z fałszywie wieczystej fortuny,
A ja wieczny nędznik ubogi
W niebo nie wścibię ani nogi.
Cieszę się słysząc „Rycerz z ciebie”,
A nie dojadę kresu w niebie.
Czart zajeździł me animusze,
Gdy tak dzielną osiodłał duszę.
Cofnąć się w niebo sił nie stanie,
Bies silno trzyma na arkanie
Złych nałogów: trudno przestawię,
W co przewrotną naturę wprawię.
Nie ochrona oręż przy boku,
Gdy ja u Boga jak sól w oku,
Układ niepewny, płytkie szable
Przytnie sumnienie jak półdiablę.
Jęczeć musi w złościach zacięta
Wolność, nim zleczy skrucha święta,
Stęka pod grzechów cetnarami
Wewnątrz brząkając kajdanami.
Wszędy i wszystkim zdrowo radzę,
Przy talentach jestem w powadze,
W mym domu ślepy idy jota
Nie trafię poprawić żywota.
Głowa innym, sobiem półgłówek,
Śpię w zginieniu jak od makówek,
Choć trwoży w boju i w pokoju
Grzech, ciągnący pomstę w konwoju.
Cóż mi czynić? co mam wykonać,
Nim pewnie wkrótce przydzie skonać?
Nim śmierć wyda hasło czy pozew,
Krzyknę: Jezu! Maryja! Józef!
Ratujcie nędznego grzesznika,
Bo Wasza dobroć Was przenika,
Z Waszej łaski i sił ramienia
Dojdę pokoju i zbawienia.
6. Żądza większej chwały Boskiej
Nota: jak W pielgrzymstwie świat ten
Boże wcielony z Maryi dany,
Od nieba, ziemi bądź na przemiany
Wiecznie kochany.
Jezu maleńki, Boże nasz wielki!
Przez Twej dobroci dokument wszelki
Bądź nam miłościw.
Królom, pasterzom majestat tajnie
Zjawił, za nieba żeś obrał stajnię,
Chlew też me serce.
Masz we mnie jednym osła i wołu,
Mieszkajże, mieszkaj w sercu pospołu,
A wyrzuć śmiecie.
Ach! sprowadziłem ekscesów trzody,
Żmije, padalce, ropsko i wrzody
W moje sumnienie.
Widzisz w mej duszy biesów bestyje,
Brudy, szkarady, niechże wymyje
Twa krew najdroższa.
Uczyń mię gębką czy miotłą Twoją,
Niech z Tobą spoinie, z ochotą moją
Z dusz skazy zmiatam.
Niech ziemię, piekło żywo musztruję
W Twej czci i sławie, niech Cię miłuję
Z wszelkim stworzeniem.
Uczyń Twej chwały mnie instrumentem,
Niech Cię wynaszam każdym momentem
W całej wieczności.
Uczyń mię celem wszelkiej Twej woli,
By najtrudniejszej, choć tej, co boli,
Z reszty łask kwita.
Jezu po pracach krzyżem zemdlony,
U słupa srodze za mnie zsieczony
Udziel mi bólów,
Daj znać, że w krzyżach dukt w niebo prosty,
Bym się nie zbraniał wszelakiej chłosty
Z ręki ojcowskiej.
Jezu do krzyża przyćwiekowany,
Zbity, skrwawiony, zamordowany,
Pozwól łaskawie:
Niech w życiu, w zgonie najświętsze Imię
Twoje, Twej Matki będzie w estymie.
Jezus Maryja.
7. Uwaga poranna
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Gdy ze snu powstaję.
Wam serdecznie życia sprawy wiecznością oddaję,
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Nim bieg życia spłynie,
Niech od wschodu do zachodu Wasze Imię słynie
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Ziem, niebios kochanie.
Wasza miłość w ludzkich sercach niechaj nie ustanie.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Was witam serdecznie,
Was wychwalać, Was ogłaszać przyrzekam statecznie.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Do stóp Waszych padam.
Biedną duszę, twarde serce pod podnóżek składam.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Twe nóżki całuję,
A za zbrodnie niezliczone rzewliwie żałuję.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Upadam do nóżek
Z serca prosząc, niechaj będę Wasz wieczny podnóżek.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Ścielę się pod nogi,
Niech mię depcą i tratują za grzech nader mnogi.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Z wstydu oczy kryję,
Przez Was samych jednam, błagam a w piersi się biję.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Na twarz padam grzeszny.
Niech za zbrodnie i swywole mam odpust pocieszny.
Jezus, Maryja, Józef, Joachim i Anna,
Wam oddaję duszę i ciało moje grzeszne.
8. Uwaga wieczorna
Dobranoc o Jezu! o miłości moja!
Niech w Twych ręku usnę ]a lepianka Twoja,
Niechaj mi się śni zawsze o Tobie,
Niechaj rozmawiam z Tobą dziś sobie.
O Jezu me kochanie!
Dobranoc o Jezu! o moja miłości!
Boże serca mego, niech Twej Opatrzności
Dzisiaj i zawsze pewien doznawam,
Tobie się wszystek cale oddawam
Z duszą i z ciałem grzesznym.
Jezu, pod Twe nogi składam głowę moje.
Racz mię wziąć w opiekę i obronę swoje,
Niech się zanurzę w Twe święte rany,
Mój Zbawicielu Jezu kochany,
Niech w nich dzisiaj zasypiam.
Dobranoc, spraw Jezu dla samego siebie,
Byś w mym sercu mieszkał jako w drugim niebie
Tobie wszechmocny wszech rzeczy Panie
Niech się ma dusza dziś niebem stanie,
O Jezu mój i Boże!
Dobranoc, dobranoc, o moje kochanie,
Jezu mój i Boże, mój dziedziczny Panie,
Przy Tobie wszelkich słodkości zdroju
Niechaj zasypiam, Jezu, w pokoju
Teraz i na czas wszelki.
Matko Boga mego i Stróżu Aniele,
Miejcież o mej pieczą duszy i mym ciele,
Patronie święty imienia mego,
Broń mię tej nocy od wszego złego,
Bądź mi strażą, obroną.
9. Akty do powtarzania w dzień, w południu i w wieczór
[...]
8. Przez krew i śmierć Jezusa mojego, Boże,
bądź miłościw nam grzesznym, duszom w czyscu
będącym i konającym dziś albo tej nocy.
9. Przez krew i śmierć Jezusa mojego
wieczne odpocznienie racz im dać Panie etc.
3 razy zmów.
10. Przez wnętrzności Miłosierdzia Twego
Jezu konający na krzyżu zmiłuj się nade mną
konającym. Niech ostatnie tchnienie Twoje
bolesne będzie życiem naszym na wieki.
[...]
34. O Maryja! przedwiecznie przejrzana,
wybrana, ulubiona od Boga, i od Adamowej
skazy wyłączona przez Boga: błagaj za nas
grzesznych Boga, którego Miłosierdzie
nad wszytkie dzieła Jego.
O Maryja! Tyś stworzona miłość Boga,
Tyś wiecznie widząca, poznawająca, wielbiąca,
kochająca Boga: dla miłości Boga bądź za nas
błagająca Boga.
O Maryja! Tyś wiecznie złączona z Bogiem,
najbliższa Boga, najmilsza Bogu, zatopiona,
zanurzona w Bogu, cała Boska, cała w Bogu,
cała dla Boga, Tyś Matka Boska:
bądżże nam Panią i Matką, dla Boga.
O Maryja! Tyś ogarniona Bogiem,
umocniona Bogiem, uzbrojona Bogiem,
zbogacona, oświecona Bogiem, nasycona Bogiem:
uproszę nam ochotę do cnót i Boskich rzeczy.
10. Suplika pokutującego
Witaj Jezu, vale świecie,
Precz już z serca ziemskie śmiecie!
Już pragnę statkować,
Grzech cnotą wetować.
Boże w Trójcy nasz jedyny!
Śmierć, Sąd, piekło trwoży z winy.
Zmiłuj się! zlituj się!
Zmiłuj się nad nami!
Święty, święty nad świętymi,
Pokaż litość nad grzesznymi!
Zmiłuj się! zlituj się!
Zmiłuj się nad nami!
Któryś zlepił człeka z gliny
Bez najmniejszej swej przyczyny,
Wołamy ze łzami:
Zmiłuj się nad nami!
Któryś śmiercią świat odkupił,
Gdy grzech z niebios prawa złupił,
Śpiewamy ze łzami:
Zmiłuj się nad nami!
Któryś z wiarą chrztem oświecił,
Łask Twych promień w sercach wzniecił!
Wołamy, wzdychamy:
Zmiłuj się! zlituj się!
Przez samego Cię błagamy,
Przez okienka ran wołamy,
Płaczemy, jęczemy:
Zmiłuj się! zginiemy!
O Maryja! Tyś nadzieja,
Błagaj Pana, Dobrodzieja,
Przyczyń się, przyczyń się
Za nami grzesznymi!
Dla Jezusa Matko Boża
Tyś bez cierni śliczna róża,
Przyczyń się, przyczyń się
Za nami grzesznymi!
Ej, dla Boga duchów chory!
Niezliczone świętych dwory,
Módlcie się, módlcie się
Za nami grzesznymi!
11. Uwaga nędzy ludzkiej
Człek póki żyje na świecie, prawdziwy
Bied jest i nędzy wszelkiej wizerunek.
Głos, gdy się rodzi, wypuszcza płaczliwy,
Jakby swój przyszły przeczuwał frasunek.
W dzieciństwie płacze częste i sowite,
Groźny dozorca przykrzy się bez miary,
Tudzież nauki, księgi rozmaite,
Niemniej gatunku rozlicznego kary.
Nadchodzi wiosna kwitnącej młodości,
Lecz i w tej jego stan jest opłakany.
Srogi kredytor, szalone miłości
Jak niewolnika trapią na przemiany.
W nowe go wprzęga prace wiek dojrzały,
Chciwość go trudów nabawia i znoju,
Bogactw, honorów blask go okazały
Wabiąc słodkiego broni mu pokoju.
Stary u wszystkich bywa w pogardzeniu.
Bóle, choroby jego pozostałe
Siły targają i jak w oblężeniu
Zewsząd trzymają dni jego zgrzybiałe.
Co gorsza znowu pod rządcą zostaje
I w jarzmie musi jak z lat młodych chodzić,
Na koniec śmierci zdobyczą się staje!
Ach! miałżeś po co na ten świat się rodzić.
12. Uwaga skruszonego serca
Boże niezmierny w przedwiecznej dobroci,
Gdy się me życie i bieg wieku kroci,
Choć późno, wołam: Boże, bądź miłościw.
Żebrzę z Dawidem: Boże, bądź litosciw.
Rano i w wieczór wzdycham z Dyzmasami,
Z Twą Magdaleną, jęczę z Taidami:
Boże, bądź miłościw.
Twoje wnętrzności do Ciebie wołają,
Ciebie przez Ciebie serdecznie błagają
Przez Miłosierdzie Twoje nieskończone
W Ojcowskim sercu wiecznie osadzone,
Przez Jezusowe rozgożdżone rany,
Przez Krzyż i Mękę wołam na przemiany:
Boże, bądź miłościw.
Na Krzyż rozpięty Zbawicielu drogi,
Deszcz krwawy z ran Twych, pot w Ogrójcu mnogi,
Dusz kąpiel niech się zmyje i wybieli,
Nim okrzepnę na śmiertelnej pościeli,
Bym Cię oglądał, choć w tysiączne wieki
Od tronu nie od miłości daleki:
Boże, bądź miłościw.
Żal mi, żem zgrzeszył, lecz nie z straty nieba,
Barziej niż nieba Ciebie mi potrzeba.
Dla Twej miłości jedynie żałuję,
Tysiączne nieba nie aprehenduję,
Tyś jeden, Boże, nad wszytkie stworzenia,
Nad życie, honor i obszerne mienia
U serca mojego.
Dość sprośnym życiem Twe serce raniłem;
Ach, bezrozumnie Ojca obraziłem!
Dość Jezusowe rany odnawiałem,
Grzesząc ból nowy bólom zadawałem:
Niech miłość mści się w mej pokucie wiecznej,
Niechaj pokuta w miłości statecznej
Daje dowód żalu.
Proszę z Twej łaski, Boże miłosierny,
Niech to otrzymam ja grzesznik mizerny.
Uczyń mię celem wszelkiej Twojej woli,
Niech pokutuję, wiecznie, żem z swejwoli
Zelżył, znieważył Twój Majestat wielki
Lecąc bez wstydu z grzechu w eksces wszelki.
To moje żądanie.
Weź mię z dobroci na procę miłości
W tysiączne druzgi z ciałem miotaj kości,
Gdzie chcąc rzuć, rzucaj w piorunów możdżerze
Na haki, pale, bo kocham Cię szczerze.
Załóż w mym sercu hutę, niech goreję
W ogniach miłością, niech wiecznie boleję:
To moje zbawienie.
Cierpisz mię, Boże, tak długo na świecie,
Bronisz, Maryjo, te obrzydłe śmiecie.
Czym Warn zawdzięczę, ja grzesznik ubogi!
Godzien już dawno w piekła ogień srogi,
Kwituje z nieba dusza ukorzona:
Osadź, gdzie miłość z karą skojarzona,
Jezu i Maryja.
Pijawka w ludzką, ja do Jezusowej
Krwi się przypajam, obrony gotowej,
Chwytam się, Jezu, Twych nóg z Magdaleną,
Chwytam się Krzyża z rzewliwą Heleną,
Wołam dziś, zawsze i całą wiecznością
Tobie właściwym aktem i mądrością:
Boże bądź miłościw.
13. Suplika o miłość Boga, Jezusa i Maryi
Boże, Boże, Stwórco nasz!
Kiedy Twoje miłość dasz,
Kiedy Ciebie szacować
I nad wszystko miłować
Zaczniem wszyscy statecznie
Prawa pełniąc skutecznie?
Jezu, Jezu, Panie nasz!
Ty na twardym Krzyżu trwasz
Zbyt zbity, skatowany!
Srodze zamordowany,
Nie gwoździe, Cię trzymają
Więzy miłości, dają
Znaki ran oczywiste
Sącząc krople krwi czyste,
Żeś siebie wyniszczywszy,
Wnętrzności wyiskrzywszy
Twoją śmiercią nas zbawił,
Eksces litości zjawił.
Jezu, Jezu, Ojcze nasz!
Kiedy Matki miłość dasz?
Twojej, Twojej Maryi,
Najśliczniejszej liliji,
Naszej obronicielki,
We łzach pocieszycielki?
Ona gniew mityguje,
Niebios groty wstrzymuje,
Pod swój płaszcz przygarnywa,
A łaskami okrywa
Błagając Stworzyciela,
Sędziego Zbawiciela.
Ach, tych trzech kochać mamy!
A jedno serce mamy.
Więcej, więcej serc trzeba!
Wspomagajcież nas nieba,
Boga, Jezusa, Matkę,
Byśmy nie wpadli w płatkę.
Trzeba lepiej i więcej
Kochać oraz goręcej.
Oni nasza nadzieja,
Nie znamy Dobrodzieja
Innego jako Poga
Ani Matki, gdy trwoga.
O święci aniołowie,
Wielcy serafinowie,
Wyznawcy, męczennicy
Z męczeńskiej ran krynicy
Dajcie, lejcie potoki,
By serc afekt stooki
Widział, kochał na wieki
Boga topiąc powieki
W Jego dziwnej piękności,
Słodyczy i wdzięczności:
On jeden wszystko może,
Nas wiecznie zapomoże.
Niebiosa, o nas dbajcie,
Z nami spoinie kochajcie
Jezusa i Maryją
Wszech wieczności liliją,
Za nasze, Wasze dajem
My serca Bogu wzajem,
Na wieki.
14. Tekst o miłości Bożej
Boże mój! Boże, Tyś dobro najwyższe.
Wielbię Cię, chwalę, stworzenie najliższe,
Kocham Cię, Boże, kocham całym sobą,
Kocham Cię, Boże, kocham całym Tobą,
Twą wszechmocnością, przedwieczną mądrością,
Wolą, pamięcią, Twą kocham miłością
Jedynie dla Ciebie.
Boże i wszystko, królów, sędziów Panie,
Tyś jest, któryś jest! zastępów Hetmanie,
Kocham Cię sercem, a sercem Maryi
I wszystkich świętych w niebios kompaniji
Śpiewam Ci „Święty, święty” z aniołami,
Kłaniam się z księstwy i z cherubinami,
Boś Pan nad Panami.
Boże, Tyś Ociec i Pan miłościwy,
Na dobrych hojny, a na złych nie mściwy.
Twe miłosierdzie wszystko opasało,
Twojej litości i piekło doznało:
Bo i tam winy nie z całej Twej siły
Karzesz. Twą głoszą podziemne mogiły
Dobroć nieskończoną.
Pełne niebiosa i ziemia szczodroty,
W nędznych sierotach fortunne obroty,
Zwierzęta, ptastwo żywisz i żywioły,
Mrówki, robaczki są to nasze szkoły,
W których się uczym Twego zmiłowania,
Z onych konserwy i pieczolowania
Twa dobroć jaśnieje.
Trosk alternaty i krzyżów krzyżyki,
Gromy, pioruny, chorób komuniki,
Śmierć, czyściec, piekło i wieczność bezdenn,
Na firmamencie rozkosznie odmienna
Na nas wołają prośbą, groźbą dają
Impet miłości. Niech serca pałają
Ku Stwórcy swojemu.
Kocham Cię, Boże, boś mię wprzód miłował,
Kiedyś z niczego człekiem uformował,
Twój obraz na mię, jakże Cię obrażać!
Bez zasług łaski jak tego nie zważać!
Tyś ze mną, we mnie, a ja w Twoich ręku,
Mam wszystko w jednym Twej piękności wdziękul
Boś Ty jeden wszystko.
Nic mi po niebie, jeślibym tam Ciebie
Nie miał miłować, bo nie szukam siebie.
Obieram piekło, gdzie się ból rozwarzył,
Bylebym razem z serca afekt żarzył
Ogniem miłości wiecznej, to zbawienie!
Bez Twej miłości wszędy potępienie,
Boże, me kochanie.
Nie odrzucajże, co moc Twa zrządziła,
Łaskawość można ze mną uczyniła,
Odbierz wiek, życie, zdrowie i fortuny,
Honor i sławę, dziś mię rzuć do truny”.
Twoje to wszystko. Me serce gotowe
Życia lub śmierci przyjmować osnowę,
Jedne daj mi miłość.
Jezu mój Boże, co ja grzeszny widzę!
Za grzech żałuję, a złości się wstydzę.
Za mnie nędznego łzy leją Twe oczy.
Ach! z boku woda, z ciała krew się toczy,
Jak Cię nie kochać! Tyś śmiercią ratował,
W otwartych ranach drzwi, oknaś zgotował
Do ucieczki grzesznych.
Cierpisz nas, Boże, cierpisz nasze winy,
Niechże ja cierpię wiecznie bez ruiny
Miłości. Jezu, wiecznie nosisz znaki
Ran pięciorakich, obieram żyć taki:
Umrzeć i cierpieć wolę, a być wiecznie,
Gdzie Ciebie będę miłował statecznie,
Niż grzeszyć na świecie.
Boże mój, niechże ja Twój będę wiecznie
Cale i cały, niech kocham serdecznie.
A żem był krnąbrny, nie rzutki w usługach
Głupie ciesząc się w setnych grzechów długach,
Ciebie samego Tobie ofiaruję,
Przez Ciebie błagam, rany prezentuję
Jezusa mojego.
Wlepiam me usta w Jezusowe rany,
O miłosierdzie, na piekło skazany
Grzesznik wołając przez Twe rozwaliny:
W rozdartych cząstkach dla mojej przyczyny
Zmiłuj się, Boże! dla Twojego Syna
Daruj, co moja zasłużyła wina,
On nadto wypłacił.
Spojrzy na Jego, a oddal gniew srogi,
Zaciętość serca odbierz, daj żal mnogi,
Niech trupem padnę u nóg Jezusowych,
Ani się wracam do ekscesów nowych:
Pozwól pokucie frysztu, łask godziny
Nie skracaj, a dla Maryi przyczyny
Boże, bądź miłościw.
Dziwny Bóg wszędy, we mnie najdziwniejszy,
Mocny, cudowny, najmiłosierniejszy.
Na Boga we mnie spojrzy, o Maryja!
I święci Pańscy, niech życia linija
Prosty dukt bierze do wieczności świętej,
Broń od lewicy w dzień Sądu przeklętej,
Jezu i Maryja.
Boże miłości, serc jedyny celu,
Zebrzem uznając Twą litość nad wielu,
Tysiąc tysięcy daj serc, miły Panie,
Milijon niebios mało na kochanie
Ciebie, zmiłuj się! Kochaj za nas siebie,
Nadgródź niezdolność, pozwól widzieć w niebie
I kochać na wieki.
15. Tekst o Najświętszym Sakramencie przy elewacyi lub w procesyi
Zniżcie się nieba z aniołów pułkami,
Rzuć się nikczemna ziemio z narodami
Pod nóg podnóżek, oto Pan zakryty,
Oto Bóg prawy, oto skarb obfity.
Padajmy na twarz Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Mitry, korony i najwyższe trony
Zginajcie głowy w najgłębsze pokłony,
Żywi, umarli, podziemne wądoły,
Wszelkie stworzenia i świata padoły.
Padajmy na twarz Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Oto Król Niebios na krzyżowym tronie
Lud swój piastując na serdecznym łonie
Majestat zaćmił, by nas nie przerażał,
A śmielej ludzkich serc miłość pomnażał.
Padajmy na twarz Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Tu Bóg łaskawy, święty nad świętem!,
Tu Miłosierdzie nad nami grzesznemi,
Morze litości brzegów nie znające,
Za co śpiewajcie serca pałające
Ze wszystkim niebem i z całym padołem.
Bijem Ci sercem, bijem oraz czołem,
Boże utajony.
Oko nie widzi, serce prawda dojmie,
Więcej Bóg może, niż wzrok, rozum pojmie.
Nie widzisz Bóstwa, nie patrz i natury
Ludzkiej w Chrystusie, Hostyi figury
Zakryły: skłoń się Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Cud manny dusznej przeistacza wino
I chleb w swe Ciało z istoty ruiną,
Krwią się z człowiekiem spokrewnią Bóg tenże,
Co Mojżeszowe laski mienił w węże.
Jak z wody wino, tak z wina Krew mieni,
Który wywodził potoki z kamieni
Bóg nasz wszechmogący.
My przepaść złości, a tu przepaść łaski.
Gniew Boży trwoży za grzechów niesnaski,
Boguśmy winni, a czym się zasłonim?
Chyba mąk i ran ofiarą obronim.
Spłacajmy długi Jezusa ranami
Przez nie wołając sercem i ustami,
Boże, bądź miłościw.
Jezu, Tyś Ociec synom marnotrawnym,
Których był otruł grzech jabłkiem niestrawnym.
Ożywiasz oraz tak pańsko traktujesz,
Otwarte stoły gód godnym gotujesz
W tym Sakramencie na posiłek wieczny,
By dusze brały swój koniec bezpieczny
Z daru ojcowskiego.
Jezu, Tyś Matką, nas śmiercią rodzący
Niebu, sam Ciałem, Krwi mlekiem karmiący.
Usta i serce w Twe piersi przebite
Na pokarm duszom łaknącym odkryte
Wlepiam zgłodniały szukając posiłku,
Abym nie słabiał przy bliskim lat schyłku
W drodze mej wieczności.
16. Westchnienie do Pana Jezusa
Przez cierniową koronę Twoje Jezu Zbawicielu
Panie odpuść grzechy myśli moich.
Przez zawarte oczy Twoje na Krzyżu
odpuść grzechy widzenia mego.
Przez upoliczkowaną twarz Twoje i usta
Twoje śmiertelnemi bólami zamknione, Jezu mój!
daruj winy języka mego, a niech odtąd o Tobie
najczęściej rozmawiam i na chwałę Twoje.
Przez przybite ręce Twoje odpuść winy rąk moich,
a wstrzymaj je od złego dotknienia.
Przez otwarty bok Twój włócznią odpuść winy
żądz moich, a uczyń mnie sługą podług serca Twego.
Przez przybite nogi Twoje do Krzyża
odpuść grzechy nóg moich, a prostuj je
na drogę zbawienną, abym oglądał Cię na wieki
i seraficzną miłością kochał wiecznie.
.
No hay comentarios:
Publicar un comentario